Skoro już o godle narodowym mowa,
to chciałabym jeszcze przytoczyć historię, którą opowiedział mi nasz kumpel,
Drew, a za którą jestem mu bardzo wdzięczna, bo jakoś tak już mam, że uwielbiam
kolekcjonować takie nie mające większego znaczenia, a jednak interesujące
fakty. Drew jest zawodowym trenerem rugby. Wspomina, że kiedyś, gdy jeszcze sam
się uczył, ich trener w celu zmotywowania drużyny powiedział taką oto rzecz:
„do you know why from all the Australian animals it’s the kangaroo and emu that
have been chosen? Because they
are our only animals that cannot go backwards”. Osobiście uważam, że to
naprawdę fajny sposób na wytłumaczenie obecności tych zwierząt na godle
narodowym. I od razu jakoś tak dumniej pręży się Australijczykom pierś.
Kolejna ciekawostka: hymn
Australii, "Naprzód piękna Australio" ("Advance, Australia Fair"). Przesłuchałam go na youtubie, przeczytałam oryginalny tekst wraz z
poetyckim tłumaczeniem na język polski. Uwagę moją przykuł czyjś komentarz na
youtubie (cytuję z pamięci): „to chyba jedyny hymn na świecie, gdzie nie pada ani jedno słowo o
wrogach i przyjaciołach, wojnach i podbojach. To historia ciężko pracujących
ludzi, którym darzy ziemia, którzy cieszą się jej naturalnym bogactwem i
starają się pomnażać, to co mają i żyć w pokoju. Australijczycy mogą być z
siebie dumni”. Coś w tym jest. Hymn jest wyjątkowo pacyfistyczny jak na rodzaj
tego typu pieśni. I chyba dobrze oddaje australijski patriotyzm. Subtelny,
pragmatyczny, ale szczery. Patriotyzm to nie wymachiwanie szabelką. Patriotyzm
to kupowanie krajowych produktów w supermarkecie, na przykład. W sklepach aż
roi się od logo proudly Australian
lub Australian owned&made. Wspieranie
lokalnego rynku, które przynosi wymierne korzyści. Obserwuję Australijczyków
już od jakiegoś czasu i widzę, że jeśli chodzi o kwestie patriotyczne, różnimy
się diametralnie. My potrzebujemy trochę greckiej tragedii w tym wszystkim.
Lubimy się wzruszyć, pochlipać sobie gdzieś tam nad filmikiem o polskiej
husarii w Internecie. Wszystkim znajomym obcokrajowcom opowiadamy o latach
świetności Rzeczpospolitej i, że gdyby nie źli sąsiedzi, to dziś też bylibyśmy,
zapewne, światową potęgą. Dziwimy się, jak ktoś nie zna Sławnych Polaków. A nie
znać Papieża Polaka to już naprawdę wstyd. Ale czy ktoś z nas umiałby, tak z
ręką na sercu, wymienić sławnych Belgów, Finów, Estończyków? Użalamy się nad
sobą i, choć nikt się do tego nie przyzna, to lubimy te tandetne „Hej Sokoły”
po paru piwach przy ognisku. Słowiańska dusza, mówią. Australijska dusza
natomiast nie jest nawet zainteresowana ostatecznym oddzieleniem się od
brytyjskiej Korony. Na pytanie dlaczego, usłyszałam „you don’t fix something
that is not broken”. No i skończyły mi się argumenty. Wy sami natomiast
odpowiedzcie sobie na pytanie, ale tak znowu szczerze, czy serio wolelibyście
zarabiać średnio 2000 euro miesięcznie i mieć fajny socjal, ale widzieć twarz np. Merkel lub Putina na rewersie polskich monet zamiast orzełka i
przynależeć do którejś z tych dwóch Federacji. No właśnie. Nie wiem, co jest
lepsze, a co jest gorsze. Wydaje mi się, że łatwiej jest żyć z ich podejściem. Dodatkowo,
generuje to więcej wewnętrznego spokoju i mniej nienawiści w stosunku do
wszystkich, którzy „nie są tacy sami jak my”. Australijczycy to jeden z
najbardziej praktycznych i pragmatycznych narodów świata. Ważne jest to, żeby
było dostatnio i bezpiecznie. A o swojej narodowej tożsamości wcale nie
zapominają. Lubią własne piwo, własne ciuchy, właśnie jedzenie. Wspierają
swoich artystów, słuchają rodzimej muzyki i oglądają lokalne programy w
telewizji. Flaga na japonkach, flaga na bikini. To patriotyzm traktowany z
przymrużeniem oka, ale wypływający prosto z serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz